Gabriel Gonzalez Videla
Płyniemy dalej. Obok “Bills Island” mijaliśmy foki. Jakież było nasze zdziwienie, jak te poczciwe zwierzątka w ogóle na nas nie reagowały. Jakby były głuche albo miała nas w nosie. Nic się nie bały, dopiero na cztery metry przed dziobem na głośny okrzyk “hallo” łaskawie schodziły nam z drogi.
Zakotwiczyliśmy przy chilijskiej bazie Gabriel González Videla. Jest to baza czynna tylko w tutejszym okresie letnim, czyli pomiędzy grudniem a kwietniem. Baza jest jednym z najczęściej odwiedzanych miejsc Antarktydy. Może w niej mieszkać do 15 osób i odwiedza ją sporo turystów. Nie będę tu zdradzał szczegółów ale Chilijczycy przyjęli nas baaardzo serdecznie. Był grill, steki, wino i pizza. Spędziliśmy jeden z najpiękniejszych dni rejsu.
Wieczorem, po sytym posiłku kiedy nasze brzuszki odpoczywały ja ponownie podziwiałem tutejszą przyrodę. Przypomniały mi się też ciężkie chwile gdy Neptun dawał nam do wiwatu i muszę tu przyznać, że moje wcześniejsze doświadczenia żeglarskie bardzo mi się przydały. Ale i tak, u boku kapitana “Lady Dana 44” czuję się jak uczeń stojący przed swoim mistrzem. Jednak gdyby nie moje wcześniejsze doświadczenia, zwłaszcza te z Atlantyku 2016 , to było by mi bardzo trudno sprostać wymogom Ryszarda i Antarktyki. Widzę też teraz, jak moja załoga ze wspomnianego Atlantyku musiała na mnie patrzeć. Jeżeli to czytać – to dziękuje Wam moi przyjaciele za dużo cierpliwości i możliwość zdobycia nowych doświadczeń podczas rejsu “Atlantyk 2016”.
To tyle nostalgicznych wspominek. Antarktyda, przez swoje piękno, czystość i dziewictwo przyrody skłania do zastanawiania się nad własnym życiem. To jest bardzo magiczne. Ponieważ wyruszyliśmy już w drogę powrotną, to powoli żegnam się z tutejszymi widokami. Pingwinami, fokami i górami lodowymi. Będę je długo pamiętał.
“Lady Dana 44” spisuje się bezbłędnie. Kapitan zadbał o każdy szczegół. Potrafi kierować załogą bez krzyku, nerwów i narzucania swojej woli. Pan Tomasz w komentarzu słusznie zwrócił uwagę, że “Lady Dana 44” została zbudowana w Polsce. I powiem wam, że lipy nie było. Czujemy się na jachcie bezpieczni, i widzimy jak jest dzielny w stosunku do fal.
Przy okazji, to baaaardzo dziękuję wszystkim którzy piszą komentarze.
Nie sposób tych komentarzy przecenić. Są jak gwiazdki na tutejszym niebie – czyste, błyszczące i gorące.
Pozdrowienia od całej załogi “Lady Dana 44”
Jacek z "Biłgoraju"
28 lutego 2018 @ 08:31
Super relacja – pozazdrościć pióra !!!! Już nie mogę się doczekać relacji „ustnej” i oglądania zdjęć z rejsu. Jacku piszesz o Kapitanie „Lady Dana 44” to zapewne człowiek który kocha to co robi – a z miłości powstają same dobre rzeczy. A tak na marginesie już wiesz co czuje załoga mając takiego mistrza – ja dotychczas pływałem tylko z takim ( wiesz o Kim piszę ) !!!!! Powodzenia i pomyślności na powrotnym halsie !!!!